Dlaczego powinnać nosić sukienki? Miła Pani, fakty wyglądają tak:
- W sukience zawsze wyglądasz jak prawdziwa kobieta, ponieważ prawdziwi mężczyźni sukienek nie noszą. Do tego wyróżniasz się interesująco z otoczenia, bo prawie pewnym jest, że Twoje znajome i koleżanki noszą spodnie.
- Uczysz się? Pracujesz? Jesteś artystką? Sprzedawczynią? Menedżerem? Przewodniczką miejską? Sukienka pasuje do każdej z naszych ról. To tylko kwestia wyboru właściwego fasonu, odpowiedniej tkaniny, korzystnej długości.
- Sukienką jak żadną inną częścią ubrania możesz zasymulować wymarzoną figurę: cięcia, zakładki, gorsetowe wstawki, kolorystyczne kontrasty czy odpowiedni rodzaj tkaniny mogą Cię optycznie wysmuklić, zaokrąglić i wy – modelować. Natychmiast i bez względu na rozmiar.
- Ponieważ w sukience nie widać dokładnie, gdzie zaczynają się Twoje nogi (tak jak dzieje się to w przypadku spodni), jest ona wymarzonym sposobem aby uzyskać efekt „nóg do nieba”.
- To linia oraz długość sukienki decydują, czy występujesz dziś jako elegancka dama, niewinna subtelność czy drapieżna uwodzicielka. W zależności od kaprysu, pory dnia lub okoliczności.
- Zakładasz sukienkę i jesteś ubrana od stóp do głów. Bez kombinowania, dobierania i szukania pasujących do siebie części garderoby.
Jeszcze tylko odrobina makijażu, może kwiat we włosach… Jesteś gotowa na zachwycone spojrzenia męskiej części świata? Ja jestem. Na upały również. W uroczych lnianych pastelach, inspirowanych złotymi latami pięćdziesiątymi:
sukienka ze złotego lnu – uszyłam sobie sama, sandałki – ukochane: Ecru Pleated Sandals, L’autre Chose
Dlaczego powinnać nosić sukienki? Ekstra argument dla sceptycznych:
Ponieważ rzadko mamy okazję widzieć się od tyłu nie bierzemy na serio faktu, że inni oglądają nas z tej perspektywy często. I bywa, że nie jest to ładny widok. Miła Przyjaciółko, Twoja pupa bez względu na rozmiar, kształt czy odległość od ziemi, w sukience będzie wyglądać powabnie i kobieco. Z każdej strony. W spodniach – niestety niekoniecznie.
Słucham? Coś mało zdjęć? Aaa… to proszę, jeszcze kilka sukienkowo – letnich ujęć:
A o samej sukience, jej fasonie, detalach i tkaninie – w następnym poście. Zapraszam wszystkich ciekawych i ciekawskich.
Komentarze
Małgorzata TP
16 czerwca 2013Ja jestem fanką sukienek! Poza tym, że są kobiece zawsze, naprawdę trzeba postarać się nie wyglądać kobieco w sukience … to jeszcze nie wymagają wymyślania co do czego dopasować! Twoja sukienka jest niezwykle wytworna i chyba raczej na tzw okazje niż na codzień…
Monika Frese
16 czerwca 2013No kiedy właśnie nie!
W ramach odnajdywania własnego stylu, chciałabym wreszcie na co dzień wyglądać jak dama: szykownie (wytwornie też bardzo mi się podoba), kobieco i ekskluzywnie:)). Taki mam plan i już!
A sukienka ma nadaje się bardzo – fason i złocistość plasują ją w randze “elegancka”, gniotliwy len “codzienna niecodzienność”. Ale faktycznie mam łatwiej, bo wolny zawód ułatwia pełną dowolność w wyborze stroju.
Jak myślisz Małgosiu, jak daleko można się posunąć rezygnując z siebie, żeby dopasować się do oczekiwań otoczenia?
ja katya
16 czerwca 2013O tak, sukienka nie jest i z pewnością nigdy nie będzie przereklamowana, choćby nie wiem co [swoją drogą bardzo ładnie wyglądasz:)]. Do mnie przemawia w szczególności punkt szósty. Uwielbiam sukienki i nawet w oczekiwaniu na wiosnę cały marzec przechodziłam w sukienkach. Mimo, że wiosna nadeszła ze dwa miesiące później a ja trochę marzłam, chociaż podwójne rajstopy przeważnie załatwiały sprawę.
Monika Frese
16 czerwca 2013Ja też najbardziej lubię właśnie punkt szósty, ponieważ “kombinowanie” brzmi obrzydle podobnie do “stylizacji”:)))
Aha, ale to nie był jednak mój patent z jedną parą ciepłych rajstop i na to drugą, też wełnianą, tylko ażurową? A taka się sprytna sobie samej wydawałam zimową porą:). I ładna też, bo wszystkie szanujące się Niemki noszą wyłącznie spodnie.
Dziękuję Katyu za swoją drogę – obawiam się jednak, że mocno widać, jak bardzo rola modelki mi “nie leży”.
Ciepło pozdrawiam:)
ja katya
17 czerwca 2013Bycie modelką nie należy do łatwych zadań! Co prawda, w moim przekonaniu, dużo też zależy od fotografa [i to właśnie fotografa obarczam winą za nieudane zdjęcia:P]. O ile podobają mi się te, które sama robię, to te które robi mi ktoś inny już nie zawsze. Czasami prościej jest użyć samowyzwalacza. Ja mam często problem z rękami albo z nogami bo nie wiem co z nimi zrobić albo źle je ustawiam, ale staram się nad tym pracować;).
Słowo “stylizacja” nie przechodzi mi przez gardło. Może to mało szykowne, ale ja się zwyczajnie ubieram i ewentualnie robię makijaż, nigdy się nie stylizuję. Podobną awersję mam do galerii handlowych [wiem, że to z francuska], dla mnie to centra handlowe i tyle, ze sztuką nie mają nic wspólnego:).
Monika Frese
18 czerwca 2013Hmm… mój biedny, ulubiony fotograf traci chyba powoli zapał, bo też go obarczam:). Mnie też najbardziej podobają się zdjęcia samodzielnie robione, bo w końcu sama najlepiej wiem jak wyglądam (czytaj: jak mają mnie widzieć inni). Ale czasem takie wypadkowo – przypadkowe są również zaskakująco niezłe:).
Doprawdy, jak można tak zwyczajnie i po prostu się “ubrać” wyruszając do “centrum handlowego”! To takie nieszykownie niepopularne:))
Katyu, jak myślisz: odważnie i nawet przeciwko światu, byle w zgodzie ze sobą czy lepiej dopasowując się i konformistycznie ulegając, w zamian za akceptację i głaskanie po głowie?
ja katya
18 czerwca 2013Moje “w zgodzie ze sobą” to nie zawsze odważnie i przeciwko światu. Czasami jest tak, że w danej chwili czuję się bardzo komfortowo w tym co mam na sobie, a po paru miesiącach oglądając zdjęcia zastanawiam się “co autorka miała na myśli??!!!”;). Ale też jest tak, że nieraz moja intuicja mnie nie zawodzi. Wydaje mi się, że dużo zależy od mojego cyklu, hormony potrafią płatać figle:P.
Warto trzymać się tego co nam pasuje. W końcu fajnie jest usłyszeć od partnera, że odkąd zaczęłam szyć znacznie lepiej wyglądam:) Uważam, że moje szyciowe próby w znaczny sposób poszerzyły moje możliwości.
Monika Frese
19 czerwca 2013Zatem ewolucja, a nie rewolucja?
Coś mi się wydaje, że moje hormony właśnie szaleją, bo dramatyczne pytania i huśtawkowe nastroje krążą mi po głowie od paru dni.
Dziękuję za głos rozsądku i ciepło pozdrawiam:))
lusiuniaS
18 czerwca 2013Uwielbiam sukienki, cudownie wyglądasz.Twoja jest piękna.
Monika Frese
18 czerwca 2013Ojejku, jejku, dziękuję. Tak właśnie samo sobie myślałam:).
To jasne, że jesteś “za”, w ślicznych i kolorowych całą żeńską część familii niedawno podziwiałam:))
Krzysztof
18 czerwca 2013piękna, piękna, dziewczyny noście sukienki dla nas!
Monika Frese
18 czerwca 2013Nareszcie:).
W końcu jakiś głos zachwyconej męskiej części świata!
Nosimy. Lubimy. Dla Was. Dla nas.
Oh, jak miło. Nawet bardzo Krzysztofie:))
Anonymous
19 czerwca 2013Pani Moniko,
Zerkam od dłuższego czasu na pani bloga, tak po cichutku, nie ujawniając się, ale w końcu skapitulowałam, a na dodatek została Pani dodana do ulubionych :)
Piękna sukienka, szczególnie materiał mi się podoba, aż ciężko uwierzyć że to zwyczajny len:)
Pozdrawiam :)
Sylwia
Monika Frese
19 czerwca 2013Naprawdę, nie mogła mnie dziś spotkać milsza niespodzianka:).
Znowu chce mi się żyć. Mimo morderczych upałów i szalejących hormonów:))
Dziękuję pani Sylwio i zapraszam już w piątek, wieczorową porą.
Będzie troszkę lnianych szczegółów, a poza tym… jedwabnie i bajkowo.
Bardzo miło pozdrawiam:)
Anonymous
20 czerwca 2013Len kojarzy się zwykle ze zgrzebnością i workowatością. A tu proszę jest złoto, piękna suknia blisko ciała, i ta talia – aż miło popatrzeć! Irensa
Monika Frese
21 czerwca 2013A mnie… miło czytać:).
To prawda, pierwsza myśl o lnie – eee, zgrzebny gnieciuch.
Ale można inaczej… o czym ciut więcej już dziś wieczorem.
Cieszę się, że Pani o mnie nie zapomina proszę Pani. I jeszcze się podoba:))