Nie lubię słowa “kompromis”. Zwłaszcza jeśli chodzi o ubrania. Dlatego w oczekiwaniu aż mój wymarzony płaszcz w końcu skończy się szyć, zakładam wysłużoną parkę i idę… uśmiechając się na myśl, jak pięknie będę już niedługo wyglądała.
Znacie? Słyszałyście już może kiedyś?
- “Chciałabym, ale nie mam czasu tak latać po sklepach, musiałam w końcu coś kupić. Nie jest to może cud miód, ale…”
- “Chciałabym, ale przecież nie będę nosić w kółko ciągle tego samego! To wolę mieć już kilka, ale za to tańszych…”
- “Chciałabym, ale czy ty wiesz ile kosztuje przyzwoity płaszcz?”
Wiem. I zaprawdę powiadam Wam, zamiast kupować co sezon liche płaszczyki z pseudo wełny powielane w milionach egzemplarzy, wolę trzy zimy z rzędu przechodzić w starej jesionce, tylko po to, żeby w końcu najpiękniejszy płaszcz świata był mój! Bo odzieżowe kompromisy oznaczające ustępstwa i rezygnację z marzeń nie satysfakcjonują mnie wcale. Ich efektem jest zazwyczaj równie kompromisowy wygląd: nijaki, przeciętny, zwyczajny. To nie dla mnie. Nie, dziękuję.
Aby umilić sobie czekanie, przyozdobiłam “starą jesionkę” najładniej jak umiałam:
I nie, to nie jest żaden kompromis. To się nazywa wyjście awaryjne. Cześć!
Komentarze
Barbarossa
25 stycznia 2014No to bardzo ciekawe to wyjście awaryjne. Pięknie Ci w takich włosach. Pozdrawiam Cię ciepło w mroźny wieczór.
Monika Frese
25 stycznia 2014Moje wyjście awaryjne jest wyłącznie ciepłe i… ciepłe. Przydałaby się jeszcze odrobina eleganckiego szyku:).
Słonecznej niedzieli Basiu. Bardzo Ty Miła Jedna:)
ja katya
26 stycznia 2014No no! Wyjście awaryjne? Biorę! :D W ramach takiego wyjścia awaryjnego do swojego płaszcza przyczepiłam futrzany kołnierz, który kiedyś wyszperałam w ciuchu, i noszę to razem z futrzaną mufką, identyczną jak kołnierz:) I moja mama nie pojmuje jak tak można, bo powinnam mieć coś innego, są wyprzedaże itd. A ja czekam, bo jeszcze nie trafiłam na to czego chcę, a to co mam póki co mi pasuje:)
Monika Frese
26 stycznia 2014Mam tak samo. Lepiej indywidualny, spersonalizowany ciuch noszony latami, niż modna nowinka powtarzająca się w każdej witrynie, a którą będzie wstyd założyć pół roku później.
No i zawsze lepiej nic, niż byle co… hmm, tej opcji przytakną pewnie zgodnie nasi panowie:).
Sciskam niedzielnie Katyu, pa:))
Anonymous
26 stycznia 2014Właśnie dlatego okrągły rok nie rozstaję się z drutami:)
Szyć tak pięknie jak Ty nie potrafię, ale wciąż doskonalę techniki dziewiarskie.
Podzielam Twoje zdanie na temat gatunku- lepiej kilka sztuk świetnej jakości, oryginalnych (samodzielnie wykonanych), niż szafa pełna tandety.
Niezmiennie inspirujesz, Moniś, dzięki:)
pozdrawiam, elka
Monika Frese
27 stycznia 2014Wiesz, że za każdym razem szturchasz delikatnie moją ambicję? Ale… ona lubi kuksańce:).
Dobrze jest spotkać pokrewną duszę Elu.
Dzień dobry:))
Anula
27 stycznia 2014Super wyjście awaryjne!! Pozdrawiam ciepło!!
Monika Frese
28 stycznia 2014Dziękuję, chyba rzeczywiście da się nosić:))
bastamb
29 stycznia 2014Tak, warto zainwestować w coś, co będzie nam służyć przez wiele lat a “wyjście awaryjne” wyszło Ci świetnie, masz ciekawą, jedyną w swoim rodzaju, parkę….pozdrawiam Monika cieplutko…
Monika Frese
29 stycznia 2014Dziękuję Barbaro. I ja miło pozdrawiam:)